Możesz wszystko! No, chyba, że nie możesz…

Natchnione wypowiedzi typu „Uwierz w siebie a osiągniesz wszystko czego chcesz” zawsze wydawały mi się nieuczciwe… Tak, wiem, że wielu ekspertów, wspierających ludzi w rozwoju i osiąganiu celów, posługuje się tego rodzaju zachętami. Niektórym odbiorcom się to podoba. Na mnie jednak nie działa… Chociaż… w gruncie rzeczy działa. Wkurzająco 🙁

Obawy klientów (na szczęście tylko potencjalnych i tylko niektórych;-)
Podczas tzw. „sesji zerowych” (rozmów z klientami zainteresowanymi coachingową pracą ze mną) spotykam się czasem z nieśmiałymi pytaniami o mój stosunek do haseł motywacyjnych. Zawsze konsekwentnie zapewniam, że tego ode mnie nie usłyszą. Będę wzmacniać, będę pomagać w dostrzeganiu możliwości oraz wskazywać te, które ja dostrzegam, będę zachęcać do patrzenia o kawałek dalej, do poszerzania strefy wpływu. I jednocześnie będę pomagała badać jak daleko coachee chce wybiegać (lub wytykać nos;-) ze strefy komfortu. Czasem to jest 1 krok, czasem wiele. Ale Everest na końcu wcale nie jest obowiązkowy. W moim świecie „myślenie pozytywne” oznacza szukanie możliwości, a nie narzucanie sobie niemożliwego.

A co z poradnikami?
Niedawno klientka spytała mnie co mogłaby przeczytać, by nauczyć się większej skuteczności w działaniu (mój opis z konieczności jest ogólny – prośba była nieco bardziej precyzyjna). Wiem, że to osoba, która bardzo dużo czyta, słucha podcastów, ogląda filmy szkoleniowe. Generalnie chłonie wiedzę z przyjemnością i w dużych ilościach. Okazuje się jednak, że ta wiedza jest w niewielkiej części przydatna. Gorzej – zdarza się, że poradniki wpływają zniechęcająco i frustrująco. Bo skoro „mogę wszystko” (i pisze o tym popularny Autor Książek!) a mimo to nie daję rady, to pewnie coś jest ze mną nie tak, prawda? Otóż NIEPRAWDA!

Do napisania tego tekstu zmobilizował mnie właśnie poradnik. Książka, w której było wprawdzie kilka fajnych podpowiedzi czy sugestii (kiedyś je pewnie wykorzystam), ale były też sformułowania, z którymi nie zgadzam się całą sobą i które zniechęcały mnie do lektury. Oto przykłady:

„Aby wzbudzić w sobie odwagę do działania, musisz postępować tak, jakbyś już ją miał”
Przekornie widzę kogoś lecącego bez spadochronu, z 10 piętra, wprost na asfalt wokół budynku. Zdecydowanie uważam, że odwagę do działania buduje się rozważaniem pomysłów, ćwiczeniem, planowaniem i wykonywaniem przemyślanych kroków odpowiedniej wielkości. I jestem przekonana, że najlepszą podstawą jest „bazowe” poczucie bezpieczeństwa.

„Największym wrogiem jakiego mamy do pokonania na drodze do sukcesu…jest obawa przed popełnieniem błędu…”
Czy aby na pewno? Bo w moim świecie taka obawa oznacza, że jak się wspinam to z zabezpieczeniem; jak robię coś, czego się boję to najpierw tworzę sytuację, która pomoże wyeliminować negatywne konsekwencje błędu. Lęk – na pewnym poziomie – jest racjonalny i sensowny. Z drugiej strony jednak zbyt rzadko zadajemy sobie pytanie „A co, jeśli się uda?”

„Należy bez przerwy skupiać się na zadaniach, które mogą mieć decydujący lub choćby znaczny wpływ na działalność firmy i naszą przyszłość”
Już czytając to zdanie czuję jak mi duszno. A gdzie czas na frajdę, luz, nic-nie-robienie? W tekście „Czy szaleństwo już jest normą?” pisałam o książce, której Autorzy wskazują jak bardzo ważny jest relaks i jak często najlepsze pomysły przychodzą nam do głowy pod prysznicem, na spacerze czy podczas innych „leniwych” chwil. Nie wyobrażam sobie nieustannego skupiania się na sukcesie firmy. Być może właśnie dlatego jeszcze nie byłam w wielu ciekawych zakątkach świata, nie mam własnego jachtu ani odrzutowca. Mimo tych karygodnych zaniedbań daję sobie prawo do luzu. I uważam, że warto.

Myślenie pozytywne…może stanowić problem
Okazuje się, że wyobrażanie sobie jak będzie wspaniale kiedy już coś się wydarzy, kiedy osiągniemy cel, UTRUDNIA osiągnięcie tego celu, ponieważ inwestujemy energię w pewnego rodzaju „samooszukiwanie”. Myślimy bowiem o zdobytym celu, pomijając kwestie tak istotne jak pokonywanie drogi do tego celu, robienie kolejnych kroków, realizowanie etapów planu. Na końcu mamy zatem fantastyczny, dobrze wyobrażony cel, który jest…równie daleko jak był. W dodatku nie mamy pojęcia jak zabrać się za jego realizację zatem prokrastynujemy…bo trudną sprawę łatwiej odłożyć na potem. A im dłużej realizacja wspaniałego i pożądanego celu „leży odłogiem”, tym gorsze jest nasze samopoczucie.

Skuteczny miks
Wg. opinii badaczki zagadnienia, prof. Gabriele Oettingen to, co faktycznie odnosi skutek, jest mieszanką myślenia pozytywnego i realistycznego. Jak to działa?
Pomyśl o swoim życzeniu. Przez kilka minut wyobrażaj sobie, że jest ono już rzeczywistością. Pozwól swojej wyobraźni swobodnie krążyć wokół tego wyobrażenia.
Teraz wróć do rzeczywistości. Pomyśl o przeszkodach, jakie trzeba pokonać by Twoje marzenie faktycznie mogło się spełnić. Oraz o ich pokonywaniu.
Takie działanie, nazywane przez badaczy „tworzeniem mentalnych kontrastów” (ang. mental contrasting), jest skuteczną pomocą w osiąganiu realistycznych celów.

Aha – tak, realistycznych…
W coachingu często pracuje się nad określeniem, co jest „realistyczne”. Jednym z elementów takiej pracy jest przygotowanie do wzmocnienia wpływu klienta na konkretne „okoliczności przyrody”. Zawsze odnosimy się przy tym do określonej sytuacji życiowej, oraz aktualnych możliwości coachee. Najczęściej okazuje się, że klient faktycznie może więcej, niż wydawało się początkowo. To jedna z korzyści pracy z coachem czy mentorem.
Z mojego doświadczenia coacha / mentora wynika, że już precyzyjne opisanie celu – w oparciu o potrzeby, „chcice” i realia klienta – wystarczy do usamodzielnienia się i skutecznego realizowania planów. Chcesz to sprawdzić? Zapraszam 🙂

Aga

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *