Coaching on-line? Jak najbardziej!

To nasza pierwsza sesja. Przygotowałam się do niej bardzo starannie. Proponuję Darkowi ważne ćwiczenie, wyjaśniam i…nie mogę podać Mu długopisu. A jest potrzebny. Ajajaj…

 Mój pierwszy raz
Lubię poznawać ludzi. Bardzo lubię się z nimi spotykać. Między innymi dlatego coaching sprawia mi taką frajdę. Tym bardziej było mi miło kiedy odezwał się Darek, z informacją, że zarekomendował mnie jego znajomy a mój wcześniejszy klient. Jedyne co mnie niepokoiło to fakt, że Darek mieszka… w Londynie. Wiem jednak, że w niektórych krajach coaching na odległość jest popularny. To może ja też dam radę?
Oczywiście uprzedziłam Darka, że będzie to swojego rodzaju eksperyment ale On się chętnie zgodził. Zależało Mu na pracy po polsku a uznał, że life coaching (coaching życiowy) jest czymś, czego teraz bardzo potrzebuje.

Pierwsze kroki
Starannie przygotowałam się do pierwszej sesji. Wiedziałam jakie ćwiczenia będę prawdopodobnie chciała Darkowi zaproponować, jakie pliki powinnam Mu przesłać by mógł je wykonać itp. Pootwierałam w komputerze odpowiednie foldery by szybko wyszukać potrzebne dokumenty. I już przy pierwszym ćwiczeniu…nie byłam w stanie podać Darkowi długopisu. Upsss…co za wpadka;-) Oczywiście Darek długopis znalazł, ćwiczenie zrobił i sesja potoczyła się dalej.

Dalej już gładko
Dalsza praca szła gładko. Ustaliliśmy z Darkiem jakie narzędzia będą Mu potrzebne: coś do pisania (w 2-3 kolorach), kilka kartek papieru, w miarę możliwości (niekoniecznie) drukarka i skaner. Oraz, naturalnie (w coachingu absolutnie niezbędne;-) GŁOWA. Bo głowa jest najważniejsza!

Kolejne podejścia OK
Po tym pierwszym doświadczeniu prowadziłam coaching on-line dla różnych osób, zarówno przez Skype czy Hangout jak i przez telefon. Klientom w procesach coachingowych po każdej sesji piszę krótkie podsumowanie, które przesyłam mejlem. Wielu z nich sobie te notatki chwali. Niektórzy dodatkowo wymieniają ze mną mejle między sesjami bo wtedy łatwiej im uporządkować myśli i działać dalej. Zatem to również element coachingu na odległość.  Okazało się, że moja obawa przed prowadzeniem coachingów on-line jest totalnie niesłuszna. Poza opisaną wyżej historią z długopisem miałam tylko jedną podobną trudność – klientka uroniła kilka łez i nie mogłam jej podać chusteczki… Poza tym zawsze ok. Świadczą o tym m.in. recenzje na moim fanpejdżu na FB. Część z nich napisały osoby, z którymi pracowałam w ramach rozdanych latem 2016r na FB sesji promocyjnych. Odbywanych przez Skype lub telefonicznie – zależnie od preferencji klientów.

Zalety i…te drugie
Zalet widzę wiele. Przede wszystkim można wybrać na swojego coacha osobę, która mieszka daleko i… bardzo daleko. Czyli wybór duży i możliwość wykorzystania rekomendacji większa. Ale nawet jeśli coach i coachee (klient, osoba korzystająca z coachingu) mieszkają w jednym mieście bywa, że wygodniej jest „spotkać się” on-line. Choćby ze względu na czas dojazdów, czy komfort pracy w miejscu zapewniającym prywatność.
Wady? Tylko bardzo osobiste – zwyczajnie wolę się z kimś spotkać „na żywo”. Czasem łatwiej okazać wsparcie w trudniejszych chwilach mową ciała czy dotykiem. Oraz podaniem chusteczki;-) Ale to moje osobiste preferencje. Jeśli nie są kluczowe dla klienta to być może nawet nie dostrzeże różnicy.
Chcesz przetestować taki sposób pracy by podjąć decyzję o coachingu on-line? Przypominam – u mnie pierwsza sesja zawsze gratis. Skontaktuj się ze mną. Zapraszam.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *