Zmiana zawodu – zmora czy szansa?

Już po raz drugi zaproszenie do TOK FM skłoniło mnie do pisania. Tym razem jednak piszę już po audycji (która jest dostępna tutaj: http://audycje.tokfm.pl/audycja/150). Uznałam jednak, że warto dodać kilka słów komentarza czy uzupełnienia. Tym bardziej, że wielokrotnie zetknęłam się z osobami, które zmieniały zawód lub rozważały / rozważają taką zmianę. Sama też mam tego rodzaju doświadczenia…

Moja historia w skrócie
Pracę „na etacie” zaczęłam od funkcji „kobiety za ladą” w ekskluzywnym zakładzie optycznym. Z jednej strony był to rodzaj „rozbiegówki zawodowej” – rynek pracy zmieniał się w tamtych czasach błyskawicznie i chyba potrzebowałam przyjrzeć się temu i zastanowić nad swoim miejscem (choć wtedy tego tak świadomie nie nazywałam…). Po pewnym czasie trafiłam do zupełnie nowej w Polsce branży reklamowej. W następnym kroku stałam się w tej branży PR-owcem. Potem – już poza reklamą i bliżej edukacji – menedżerem w międzynarodowym koncernie, który właśnie startował w Polsce.

Na etacie czy u siebie
Decyzja o własnej firmie „wykluwała” się długo. A na finiszu zostałam do niej w pewnym sensie zmuszona przez czyjeś decyzje podjęte z dala od Polski oraz mojego wpływu.
Zaczęłam od projektów PR-owych i promocyjnych ponieważ na tym się znałam. Miałam też kontakty zatem to właśnie było mi najłatwiej sprzedać. Wiedziałam już wtedy, że chcę być trenerem biznesowym ale potrzebowałam czasu na rozwijanie kwalifikacji i upewnienie się, że to właściwy kierunek. A kiedy okrzepłam w tej roli zaczęłam ją rozwijać i uzupełniać – w ten sposób stałam się coachem, mediatorem, konsultantem, facylitatorem, mentorem… W międzyczasie przetłumaczyłam książkę (czy jestem tłumaczem? – pewnie nie ale wiem, że w razie potrzeby mogłabym nim być), napisałam wiele artykułów (czy jestem dziennikarką – raczej nie…) a teraz zaczęłam pisać bloga (i nieśmiało nazywać siebie także blogerką;-).

Ewolucja czy rewolucja
Moja historia pokazuje, że zmiany były zarówno rewolucyjne (zza lady do reklamy, z branży optycznej do reklamy zewnętrznej, z korporacji na „swoje”) jak i ewolucyjne (od trenera do coacha i konsultanta biznesowego). Od razu przyznam, że ta druga ścieżka była znacznie przyjemniejsza. Rewolucje zwykle bardziej stresują. Chyba, że jesteśmy do nich dobrze przygotowani. Na przykład dlatego, że zawód „wykluwa się” z pasji, hobby czy z realizowanych od dawna zainteresowań.
Jednak niezależnie od ścieżki dochodzenia do nowego zawodu początkowo zwykle towarzyszy nam niepewność. Czy faktycznie to potrafię?, czy dam radę robić to samodzielnie?, czy wystarczająco dobrze wywiążę się z podjętych zobowiązań? itp. Próbując kiedyś ułatwić odpowiedź na takie i podobne pytania uczestnikom warsztatu, który miałam prowadzić, wyszukałam gdzieś (i nawet nie pamiętam już gdzie…) ćwiczenie, które mi się spodobało a potem także sprawdziło się w działaniu.

Co dobrze umiem?
Ćwiczenie dla Ciebie
Rekwizyty: karteczki post-it lub małe notatkowe (sporo…) i długopisy.
Zbierz grupę 3-4 osób, które zastanawiają się nad zmianą zawodu lub właśnie rozpoczęły nową dla siebie działalność i chcą utwierdzić się w przekonaniu, że to dobry pomysł bądź dowiedzieć jakie swoje mocne strony mogą wykorzystać by osiągnąć sukces. Usiądźcie przy stole. Każdy z długopisem i stosikiem karteczek.
Niech każdy z Was, kolejno, opowie jakąś historię ze swojego życia zawodowego. Wybraną tak, by opisywała konkretną trudność i działania podjęte przez osobę opowiadającą oraz efekty tych działań. W czasie kiedy jedna osoba opowiada pozostałe uważnie słuchają i wypisują na kartkach (w trakcie słuchania, na bieżąco, żeby nie zapomnieć, indywidualnie, po cichu) mocne strony osoby opowiadającej, które z jej opowieści wynikają. Zapisują po jednym elemencie na karteczce (np. na jednej karteczce „cierpliwa”, na drugiej „skutecznie działa w stresie” itd.). Zapisywane w ten sposób powinno być wszystko co każdemu ze słuchaczy przyjdzie do głowy w wyniku słuchanej opowieści. Nie odnosicie się do całej swojej znajomości (więcej – to może być Wasze pierwsze a nawet jedyne spotkanie) tylko do tego, co wynika z opowieści. Oczywiście powtarzacie tę „procedurę” tak, żeby każdy z uczestników zadania miał możliwość opowiedzenia swojej historii a pozostali przygotowania dla niego informacji zwrotnych na karteczkach. Jeśli opowieści będą krótkie (generalnie powinny trwać 5-7 minut; to nie jest festiwal mówców;-) to możecie zrobić więcej niż jedną rundę.
Po każdej opowieści odsuwacie na bok stertę karteczek z zaznaczeniem dla kogo są one informacją zwrotną (przy czyjej opowieści były zapisywane). Moje doświadczenie trenerskie mówi, że zapisane karteczki należy sobie wzajemnie rozdać na końcu – po wszystkich opowieściach. Inaczej trudno się skupić na słuchaniu kolegi / koleżanki przy stole bo się przegląda własne karteczki i szuka wyjaśnień / doprecyzowań. A na to jest świetny czas właśnie na końcu – po wszystkich opowieściach.
Ciekawa jestem czego się o sobie po wykonaniu tego ćwiczenia dowiecie… Dla mnie niektóre informacje zwrotne były bardzo miłą niespodzianką;-)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *