Ocena okresowa w przyjaznej wersji

Oceny okresowe… Zmora ogromnej liczby menedżerów oraz chyba jeszcze większej liczby pracowników zbliża się nieuchronnie. W większości firm to właśnie przełom roku jest czasem przeprowadzania tzw. „rozmów oceniających”.
Trudność pojawia się już na etapie nazwy. Rozmowy oceniające, rozmowy okresowe, rozmowy rozwojowe, „aprajzale” (od ang. appraisal), oceny pracownicze, ewaluacja… Chyba najbardziej przyjazna nazwa to „rozmowy rozwojowe”. Jednak jak by tych rozmów nie nazywać wszyscy i tak wiedzą, że chodzi o ocenę. Brrrr, żadna przyjemność. Nawet jeśli osiągam cele i generalnie jestem „w porzo” to świadomość, że będą mnie oceniać nie jest szczególnie przyjemna.

Ocenianie przez…diagnozowanie
Prowadziłam mnóstwo szkoleń dla osób, które miały potem oceniać podwładnych w ramach firmowych systemów ocen. Poznałam chyba kilkanaście takich systemów. W tworzeniu lub modyfikowaniu kilku z nich brałam udział. Uważam, że taka ocena zdecydowanie ma sens. Ale rozumiem tych, którzy nie przepadają za tego rodzaju rozmowami. Ani w roli oceniającego, ani ocenianego.
Ostatnio jednak ktoś ułatwił mi myślenie o ocenach okresowych. Menedżerka, z którą rozmawiałam w ramach przygotowywania się do kolejnego projektu powiedziała: „Z mojego punktu widzenia to jest po prostu diagnoza. Diagnoza stanu obecnego służąca zaplanowaniu działań, dzięki którym ten stan się poprawi”.

Dziękuję Gosiu!;-)
Dziękuję za to przeformułowanie. Masz rację – ocena to po prostu diagnoza. Lekarz ocenia (diagnozuje) mój stan zdrowia by zaordynować leczenie i sprawić, że lepiej się poczuję. Ja diagnozuję potrzeby szkoleniowe by przygotować zajęcia jak najbardziej przydatne dla ich uczestników. A menedżerowie diagnozują (nawet jeśli w codziennym życiu nazywamy to oceną) wykonanie zadań oraz poziom kompetencji swoich pracowników by wesprzeć ich w rozwoju. Jeśli firmowy system ocen przewiduje tzw. samoocenę (w wielu wypadkach jest tak, że równolegle szef ocenia podwładnych, jego pracownicy oceniają się sami a potem strony uzgadniają ze sobą ostateczną ocenę) to pracownik dokonuje…autodiagnozy.
Jak nazwać takie przedsięwzięcie? Diagnoza pracownicza? Brzmi trochę niezręcznie. Ale byłoby super gdyby z dorocznych czy półrocznych rozmów zdjąć odium nielubianej oceny. Bo celem jest właśnie diagnoza oraz „leczenie”.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *