Kiedy przychodzi czas na zmianę? Plan B a zegarek…*

Można powiedzieć, że jest ekspertem w branży… zmieniania pracy. Moja rozmówczyni to Dorota Grudzień – Molenda, Partner Zarządzający w polskim oddziale firmy Arthur Hunt Consulting, zajmującej się m.in. poszukiwaniem kandydatów na kluczowe stanowiska menedżerskie.

Pani obecna rola zawodowa wydaje się nietypowa jeśli spojrzy się na wcześniejszą historię Pani pracy…
To zależy jak na to spojrzymy. Szeroko rozumianym HR-em zajęłam się niespełna 3 lata temu, mimo, że od zawsze interesowały mnie zagadnienia psychologiczne. Zaraz po maturze wydawało mi się, że bardziej praktyczne będzie studiowanie „czegoś konkretnego”, co przełoży się na możliwość pozyskania ciekawej i dobrze płatnej pracy. Psychologia w ówczesnym czasie nie pasowała do tej definicji. Skończyłam zatem SGH. Studenci tej uczelni byli wysoce pożądani. A ponieważ lubiłam działać poza schematem i eksperymentować, po zakończeniu nauki trafiłam do branży nowoczesnych technologii. Początkowo były to polskie firmy, później międzynarodowa korporacja, w której spędziłam więcej czasu niż planowałam. 17 lat!!! Ogrom czasu, mogłoby się wydawać, dla osoby lubiącej nowe wyzwania. Przed zmianą firmy powstrzymywało mnie … szczęście, które potrafiłam wykorzystać. A polegało ono na tym, że trafiałam na fantastycznych szefów, którzy darzyli mnie zaufaniem, pozwalali na samodzielność, testowanie i wdrażanie własnych pomysłów. Wiele z nich było później adaptowanych przez centralę. Mam dobrą intuicję, lubię obserwować rynek i zaskakiwać niestandardowym postrzeganiem rzeczywistości. Nieustannie rozwijam swoje kompetencje, zatem efekty mojej pracy były zwykle satysfakcjonujące i zachęcały do wchodzenia w nowe obszary. Od kraju do regionu, od marketingu po sprzedaż i rozwijanie sieci partnerskich. Zawsze śmiałam się, że jak będę w pracy z niecierpliwością patrzeć na zegarek i marzyć o tym aby wreszcie była 17.00 to będzie oznaczało CZAS NA ZMIANĘ. Tymczasem było jeszcze tyle fascynujących rzeczy do zrobienia…

Czyli interesująca praca i możliwości awansu sprawiły, że odłożyła Pani swoje marzenia na odleglejszą półkę?
Interesująca praca, w której szukałam nowych wyzwań – tak. Jeśli chodzi o awanse – zależy jak na to spojrzymy. Zdarzało mi się akceptować niższe stanowisko, by znaleźć się w nowym obszarze tematycznym i innej organizacji, by się uczyć i lepiej przygotować do nowej roli oraz realizować swoje pomysły. Trzymałam się też zasady, iż po kilku latach odpowiedzialności regionalnej (np. Europa Centralna, Wschodnia, Rosja i Izrael), wiążącej się z ogromną ilością podróży, innym spojrzeniem na biznes i metody jego realizacji warto zejść na ziemię – do kraju. Wtedy czułam większą sprawczość samodzielnej pracy, bycia bliżej klienta, rynku… Nie zastanawiałam się jak takie balansowanie wygląda w CV. Wiedziałam, że czasem trzeba zawrócić lub zejść niżej, aby przygotować się lepiej do dalszej wspinaczki. Tak jak w wysokich górach, kiedy alpiniści, przed atakiem szczytowym, kilka razy wracają do niżej położonych baz. Warto mieć w tym zakresie przemyślaną, długoterminową strategię.

Mówi Pani o realizowaniu swoich pomysłów. Tymczasem wielu ludzi sądzi, że duże, międzynarodowe korporacje nie dają takiej możliwości zbyt wielu osobom…
Nigdy nie zaznałam bycia „trybikiem” w wielkiej machinie korporacyjnej. Nie bałam się nowości, wychodzenia poza schemat. Tworzyłam i rekomendowałam nietypowe projekty a potem z otwartą przyłbicą brałam odpowiedzialność za ich efekty. Wchodziłam do nowej organizacji czy w nową rolę, aby coś stworzyć lub zmienić. I szłam dalej. Umiałam przekonać do swoich pomysłów zespół i przełożonych. Zawsze byłam przygotowana i pracowałam z dużym zaangażowaniem. Tempo było duże… Teraz, z perspektywy własnych doświadczeń wiem, że poświęcenie również bywało zbyt duże… Oddawałam firmie czas i energię, która należała się mojej rodzinie. Wtedy w ogóle tego nie zauważałam. Życie wystawiło mi wysoki rachunek po kilku latach – poczynając od własnego zdrowia, na relacjach w domu kończąc. Myślę też, że bywałam bardzo trudnym i wymagającym managerem dla własnego zespołu. Musiało minąć kilka lat, abym zrozumiała czym jest dojrzałe przywództwo.

Kiedy zatem przypomniała sobie Pani o młodzieńczych marzeniach związanych z psychologią?
Nigdy o nich nie zapomniałam. Czekałam tylko na właściwy moment. Podnosiłam kompetencje w tym obszarze. I przyszedł czas, od którego zaczęła się moja duża zmiana. Podyplomowe studia coachingowe. Wiele dowiedziałam się o sobie i o tym co mną kieruje w życiu. Paradoksalnie okazało się, że na studiach musiałam pokonać swoje największe demony: nieumiejętność aktywnego słuchania, skupienie się na własnych pomysłach i przekonanie o ich wyższości. Mit kultu jednostki runął. Zrozumiałam jak wiele zawdzięczam ludziom, którzy mnie otaczali i zgodzili się podążać za moimi koncepcjami. Zrozumiałam, że gdyby nie oni, to bym samotnie wędrowała bez możliwości realizacji siebie. To była szkoła życia.

Szkoła życia? Po kilkunastu latach sukcesów na wysokich stanowiskach w dużych, znanych firmach?
Tak. Lubię swoją niepokorność, niemniej kiedy ją nieco poskromiłam i nabrałam dystansu do siebie, dostrzegłam inne ważne dla mnie sprawy. Rezygnacja z własnej przebojowości pozwoliła mi wpuścić do swojej przestrzeni innych ludzi z ich pomysłami. Dostrzegłam jak ważne to jest dla części z nich. Bo ich koncepcja również może być wartościowa! Mimo, że nie moja;-). Zaczęłam traktować innych bardziej po partnersku. To się doskonale sprawdziło w kooperacji z partnerami handlowymi korporacji, z którą byłam związana. Poznałam ludzi z ogromną pasją. Przekonałam się, że nawet jako przedstawiciel firmowej centrali (wiadomo, Ci z centrali to zwykle „UFO-ludy, które wpadają na chwilę, robią zamieszanie i znikają”;-)) mogę być postrzegana jako ktoś, kto wnosi do współpracy prawdziwą wartość. To dodało mi odwagi do myślenia o własnej firmie.

Własnej? W Pani oficjalnym życiorysie nie ma o niej informacji…
Tak, własnej. To była niezależna firma konsultingowa. Założyłam ją, zrobiłam pierwszy projekt i wtedy pojawiła się fantastyczna z mojego punktu widzenia propozycja z firmy Arthura Hunt Consulting. Szansa na wejście w świat rekrutacji i jednocześnie wyzwanie biznesowe, polegające na odbudowaniu prestiżu oraz sytuacji finansowej polskiego oddziału firmy. A przecież „wyzwanie”, to coś, obok czego trudno mi przejść obojętnie. Dodatkowo praca ta była zwieńczeniem moich marzeń o pracy z nutą psychologii w podstawie. Mój plan B stał się planem A😊.

Minęły ponad 3 lata testowania nowej rzeczywistości. Jak teraz wygląda ta bajka?
Fantastycznie. Ciągle mam poczucie, że jestem we właściwym miejscu. Powstał nowy zespół, poszerzyliśmy portfolio tak, by wspierać działania HR naszych klientów. Bardzo przydają się moje „korporacyjne szlify” – pomagają strukturyzować działania, budować i porządkować procesy, doradzać klientom. I jeszcze jedno – odzyskałam „work-life balance”. Wcześniej to pojęcie było dla mnie jak science-fiction.

Work – life balance na samodzielnym stanowisku Managing Partnera? To dopiero brzmi jak scienc-fiction!
A jednak! Na początku ścieżki zawodowej rzuciłam się w pracę z wielkim impetem. Pierwsze otrzeźwienie przyszło kiedy moja starsza córka nie pozwoliła rozpocząć przedszkolnej imprezy (na którą się jak zwykle spóźniałam) „bo mama na pewno przyjdzie”. Dostrzegłam to wydarzenie, ale nie przywiązałam do niego wystarczająco dużej wagi. Studia coachingowe pozwoliły mi to zweryfikować. Zainwestowałam czas w odbudowę relacji z córką. Zobaczyłam ile straciłam, czyniąc pracę zawodową swoim priorytetem. I wiem, że nie chcę stracić więcej…
Teraz mogę świadomie i samodzielnie wpływać na swoje zaangażowanie czasowe. Pilnuję by żadna z ważnych ról życiowych nie zniknęła mi z horyzontu. Podchodzę z jednakowym szacunkiem do spraw zawodowych i do rodzinnych. Oczywiście bywają okresy, kiedy pracuję bardzo dużo. Niemniej potrafię to kompensować w okresach większego spokoju. Nie mam już w sobie tego pędu, żeby cały czas coś się działo. Nauczyłam się celebrować ciszę, a czasem nawet spowolnienie. I to jest bardzo OK.

Spotyka się Pani z menedżerami na rozdrożach zawodowych. Niektórzy radzą sobie w tych sytuacjach nieźle. Ale są też tacy, dla których to niezwykle trudny czas. Jakie ma Pani dla nich sugestie wynikające z własnych doświadczeń i z wiedzy o rynku pracy?
Spotykam trzy typy menedżerów. W skrócie można ich myślenie opisać tak:
1. Straciłem pracę – muszę coś szybko ze sobą zrobić (często nie bardzo wiem co, bo nie miałem dotychczas na siebie planu).
2. Nie podoba mi się tu, gdzie jestem – „rozglądam” się za podobnym lub wyższym stanowiskiem w innej organizacji.
3. Mam pomysł na siebie, wiem czego chcę – proszę mi pomóc w zrealizowaniu tego planu.
Według mnie ten trzeci sposób myślenia sprawdza się najlepiej. Uważam, że planowanie jest absolutnie nadrzędne. Każdy z nas powinien się czasem zatrzymać i zastanowić gdzie chce być za 2-3 lata. Przeprowadzić takie rozważania: gdzie jestem teraz? – gdzie chcę być za x lat i jaka dzieli mnie od tego luka kompetencyjna? Co mogę zrobić żeby ją wypełnić? Kto może mi w tym pomóc? Jakimi zasobami dysponuję? Co jest niezbędne i w jakim czasie?
Mając własny plan rozwoju, zachowuję kontrolę nad swoim życiem i nie jestem zaskoczona kiedy nagle ktoś zdecyduje się zrezygnować ze współpracy ze mną. Przecież mam plan, przygotowywałam się do zmiany od dłuższego czasu i nie czekam na to „co los przyniesie”. Nawet jeśli coś wydarzy się wcześniej niż planowaliśmy, i to nie my a ktoś inny podejmie decyzję o zmianie, jesteśmy gotowi do działania. To dobrze znana większości menedżerów strategia biznesowa (przypominam, że na Przyjaznym Coachingu też była o tym mowa; Agnieszka).

W takim razie jakie są Pani plany na najbliższy czas?
Moje plany związane są z obecną organizacją. Zamierzam zatrzymać się tu na dłużej. Planuję rozwijać usługi. Chcę nie tylko zarządzać firmą, ale też więcej pracować z menedżerami, dzielić się swoim doświadczeniem, wspierać ich w rozwoju. Mam pomysł na zbudowanie własnej metody pracy z pogranicza psychologii i biznesu. Uczyć siebie i innych jak zmieniać nie wychodząc ze strefy komfortu, a poszerzając ją o nowe doświadczenia, wiedzę i kompetencje.

Cóż, pozostaje mi życzyć sukcesów. Wielu! Bardzo dziękuję za rozmowę.

Rozmawiała Agnieszka M. Staroń

*Wywiad związany jest z moim udziałem w projekcie „Plan B dla Dyrektora” Klubu Dyrektorów Finansowych „Dialog” oraz społeczności „Business Dialog” i ukazuje się równolegle w serwisie internetowym Klubu oraz na moim blogu.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *