Po rozstaniu z poprzednim pracodawcą spędził kilka miesięcy z dala od biznesu. Zajmował się dzieckiem, podróżował, realizował swoje pasje. Kiedy jednak zaczął szukać pracy okazało się, że… to nie takie proste. Poszukiwania się przedłużały a niepokój rósł.
Kiedy dowiedziałam się, że jest na zawodowym rozdrożu (i zarejestrowałam dość bezradną minę) sama zaproponowałam Mu coaching. Kilka sesji, na wyjątkowo atrakcyjnych warunkach, bo były wakacje i miałam w kalendarzu spore luzy. Poza tym znaliśmy się ze spotkań klubu biznesowego, zatem mogliśmy odpuścić etap zapoznawczo-rozpoznawczy.
Zgodził się od razu.
Pomysły oczywiste i nieoczywiste.
Pierwszą sesję poświęciliśmy na przegląd sytuacji i pomysłów. Jak to często bywa, widział swoją ścieżkę zawodową jako kontynuację dotychczasowego zajęcia. Ale ponieważ na rynku nie było dla Niego satysfakcjonującej oferty (jako świetny ekspert w swojej dziedzinie miał wysokie wymagania co do charakteru i warunków pracy) zachęciłam Go również do zastanowienia się nad wykorzystaniem innych kompetencji. Na przykład tych związanych z hobby.
Ale jak to?
„Moje hobby? Wspinam się. W górach. Czy wysoko? Dosyć – nawet powyżej 4 tys. metrów n.p.m.”
Dostrzegał wprawdzie wyjątkowość (elitarność?) swojej pasji, ale zupełnie nie widział w tym biznesowego potencjału. Przełomem było chyba moje pytanie o to, czy zna kogoś, kto wspinał się hobbystycznie a teraz czerpie z tego zyski… Zaczął rozważać, przypomniał sobie kolejnych znajomych, którzy wspinaczkowe i generalnie górskie kompetencje przekuli w biznes. Szybko się okazało, że to nie tylko wykonalne, ale również…wcale nie takie trudne.
A jednak!
Po przeglądzie możliwości wybrał jedną – pełnienie funkcji przewodnika wypraw wysokogórskich w znanych sobie rejonach świata. I zaczął sprawdzać „co by było gdyby…”. Pogadał ze znajomymi, dowiedział się czy / jakie uprawnienia będą potrzebne, podliczył możliwości finansowe i potencjalne dochody. Spodobało Mu się to, co zobaczył. Nie był jednak pewien czy da sobie radę z grupą górskich „żółtodziobów”. Wszakże to coś zupełnie innego niż rozmawianie z klientami w eleganckim garniturze i w biurowych okolicznościach przyrody.
Coaching bywa „teoretycznym testowaniem” wypracowanych pomysłów. Ten konkretny wymagał jednak bardziej namacalnych doświadczeń. Dlatego zdecydował, że zacznie od pójścia na wyprawę w charakterze asystenta przewodnika.
To jest do zrobienia
Wyprawa okazała się sukcesem na kilka sposobów. Po pierwsze – dał radę. Po drugie – był autentyczną pomocą dla doświadczonego przewodnika. Po trzecie – uczestnicy chwalili sobie Jego wsparcie. Po czwarte – przewodnik, któremu towarzyszył, potwierdził, że wg. niego „da radę”. I wreszcie po piąte – uznał, że jest gotów to robić.
Poznajcie Państwo:
Nie, jeszcze nie tym razem. Ale obiecuję Go przedstawić jeśli tylko opisywane przedsięwzięcie dojdzie do skutku. Tym razem znalazł bardziej typowe zajęcie biznesowe, na etacie (czyli z przyzwoitym, stałym dochodem, który teraz jest dla Niego ważny), w branży, w której jest ekspertem. Ale „koncepcja wysokogórska” miała dla Niego bardzo duże znaczenie. Pokazała, że może „wyjść z pudełka” zawodowego, że nawet jak nie ma pracy, to ma nietypowe możliwości, że jest bardziej wolny niż Mu się wydawało.
Przy okazji potwierdził się fakt, że uświadomienie możliwości wzmacnia, poszerza horyzonty i dodaje pewności siebie. Wypracowane w czasie coachingu pomysły – ten opisany i kilka innych – pomogły Mu w odzyskaniu dobrego samopoczucia. W ślad za tym pojawiły się oferty pracy. Wybrał tę, którą uznał za najlepszą dla siebie, w tym momencie życia, w tej konkretnej sytuacji. Powodzenia!
Zastanawiasz się jak Twoje pasje czy zainteresowania można zmienić w nowy zawód lub dodatkowy dochód? Obawiasz się, że pandemia koronawirusa wpłynie negatywnie na Twoją branżę i chcesz znaleźć nowe możliwości? Zapraszam do kontaktu – wygląda na to, że nieźle sobie radzę z „wydobywaniem” z ludzi takich pomysłów 😉 Do zobaczenia! Agnieszka