W taki syntetyczny sposób mój (były i pozostający w koleżeńskim kontakcie;-) Klient Coachingowy podsumował swoje nastawienie do nieustannego poszukiwania nowości, autorytetów, punktów odniesienia. Uzupełnił to zdanie informacją o zaufaniu do tych, których już znalazł i „przetestował” z dobrym skutkiem.
Klient to Profesjonalista Szukający Swojej Ścieżki. Wytrwały, aktywnie szukający pomysłów i od razu sprawdzający te, które uzna za interesujące. I to właśnie jest istotne – szukanie pomysłów nie tylko po to, by je znać, ale przede wszystkim by je przetestować, sprawdzić czy są dla nas dobre. Tymczasem wiele osób „utyka” w poznawaniu różnych rozwojowych koncepcji. Ich życie się od uzupełniania wiedzy nie tylko nie poprawia, ale nierzadko nawet pogarsza. Bo rośnie frustracja. Bo poznają mnóstwo „sposobów” na bycie szczęśliwszymi. Tymczasem od samego poznawania rośnie tylko…wiedza…
Jestem za, a nawet przeciw
Naturalnie jestem za czytaniem / słuchaniem / oglądaniem rzeczy poszerzających horyzonty. Warto sobie jednak zadać (na początek) 2 pytania:
Z jakiego powodu to robię?
Co chcę uzyskać?
Jeśli Twoim celem jest po prostu poszerzenie wiedzy lub uzyskanie informacji, które w konkretny sposób wykorzystasz (przynajmniej przetestujesz żeby sprawdzić czy chcesz z nich robić użytek) to czytanie jest ok. Jeżeli szukasz fajnych tematów do rozmowy – również (sama wysoko cenię tzw. ludzi renesansu, którzy dzielą się ciekawą wiedzą). Jeżeli jednak chcesz, by żyło Ci się lepiej to… czytanie (oglądanie, słuchanie)może się okazać przeciwskuteczne… Pewnie uciszy Twoje sumienie („przecież nie muszę jeszcze nic robić, bo ciągle zbieram informacje”), uchroni Cię przed lękiem przed porażką („dopóki nic nie robię to nic nie spie…rzę”) a nawet da poczucie, że robisz postępy i masz osiągnięcia. Ale w gruncie rzeczy niczego nie poprawi a długoterminowo może pogorszyć. Tym bardziej, że często myślenie o rozwoju = skupianie na tym, co uważamy za swoje „niedostatki”. Tymczasem – i to widzę w swojej codziennej pracy coachingowej – wielu z nas dostrzega niedostatki tam, gdzie ich nie ma lub są nieszczególnie istotne dla naszego samopoczucia… Czasami sądzimy, że nasza „poprawa” jest czymś, czego oczekują bliscy. Ale czy aby na pewno? Spytaliście ich?
Chcesz czytać? Czytaj ile wlezie! Ale dla przyjemności a nie „auto-tresury”.
800 książek i…nic wielkiego
Szukając inspiracji do tego tekstu trafiłam na wypowiedź mojego zagranicznego kolegi po fachu. Przeczytał 800 książek o rozwoju osobistym. Naturalnie w jego przypadku to również ciekawość zawodowa. Podzielił się kilkoma refleksjami, które doskonale odzwierciedlają moje odczucia i spostrzeżenia. A ponieważ on już je spisał (https://www.quora.com/Can-reading-a-lot-of-self-improvement-books-lead-to-confusion) to ja je wykorzystam, uzupełniając nieco:
1. Wiele informacji się powtarza. Są tylko trochę inaczej „opakowane”, mają inne nazwy, czasem są opatrzone opisem nowszych badań bądź lepiej ulokowane w nowoczesnej przestrzeni (np. uwzględniają udział technologii i mediów społecznościowych w naszym życiu). Fajne porównanie: jak stare wino w nowej butelce;)
2. Autorzy i wydawcy chcą sprzedać swoje dzieła zatem szukają chwytliwych haseł oraz powołują się na komentarze opiniotwórczych speców lub mediów.
3. Nawet jeśli coś jest nowe to prawdopodobnie wiedza była dostępna wcześniej, a tylko nie dotarła do Ciebie (jednak mamy ograniczone „moce przerobowe” jeśli chodzi o przyswajanie informacji). Naturalnie ta nowa dla Ciebie wiedza może być przydatna. Jeżeli tylko zrobisz z niej użytek…
4. Niektóre książki są pełne nonsensów. Choć tu każdy z nas musi użyć własnej definicji nonsensu… Lub poszukać naukowych źródeł, które pomogą zweryfikować podawane przez autorów książek „jedynie słuszne” informacje. Mnie czerwona lampka włącza się zawsze kiedy autor jako najlepsze wskazuje…swoje (płatne szkolenia, terapie, webinary, inne wydawnictwa). Ale to tylko jedna z moich licznych czerwonych lampek 😯 Wiele innych uruchamia się na przedrostek „naj”…
5. Czytanie zwiększy Twoją wiedzę. By zmienić swoją sytuację potrzebujesz działać.
6. W dalszym ciągu czytanie jest OK. A nawet lepsze niż ok 😉
Chcę być…
… lepszy, bogatszy, lepiej zorganizowany, szczęśliwszy, bardziej lubiany (+ to samo z żeńskimi końcówkami;).
Jasne! Każdy z nas chce! Choć troszkę. Jeśli nie to albo jest w ciężkiej depresji, albo w szczycie zarozumiałości.
Co zatem zrobić, by to osiągnąć?
– Nazwij czego chcesz. Możliwie precyzyjnie.
– Zaplanuj jak możesz to osiągnąć (nie wszystko musi być super-precyzyjnie). Pamiętaj, że uzyskiwanie wiedzy, poszerzanie kompetencji to tylko część pracy do wykonania. Jeśli w ogóle jest potrzebne przed kolejnymi krokami… Niedawno mój klient uznał, że przecież może wybrać się w podróż z mniejszą walizką i uzupełnić jej zawartość bądź powiększyć po drodze.
– Precyzyjnie zaplanuj pierwszy krok.
– Wykonaj pierwszy krok i zweryfikuj efekty. Planuj kolejne kroki sprawdzając po drodze, czy 1) prowadzą Cię do Twojego celu oraz 2) czy Twój cel w międzyczasie nie uległ zmianie.
A co jeśli…
Trudno Ci wystartować ze zmianą?
Paraliżuje Cię lęk przed niepowodzeniami?
Chcesz się zmienić, bo sądzisz, że inni tego od Ciebie oczekują (ale nie jesteś do tego przekonany / przekonana)?
Masz „na coś” chęć ale trudno Ci to precyzyjnie nazwać?
Chcesz „coś” zmienić?
Skontaktuj się ze mną. Większość moich kolegów po fachu zaprosi Cię na wielomiesięczny (7-10 sesji co kilka tygodni) proces coachingowy. Ja zapraszam na 3 sesje (co 3-5 tygodni jedna). Tak, żebyś mogła / mógł dostrzec swoje możliwości i uruchomić potencjał. Ruszyć w kierunku, który jest prawdziwie Twój. Lub zostać w miejscu z pełną świadomością czynu 😉
Agnieszka