Mówią, że „podróże kształcą”. I, oczywiście, jest to prawdą. Co jednak jest w podróży ważniejsze? Wiedza (kształcenie) czy też emocje, odczucia, wrażenia z bycia gdzieś w nowym, nietypowym
miejscu? Pytanie może nieco filozoficzne. Mnie jednak skojarzyło się także biznesowo.
Na początku był tablet…
Podczas niedawnej podróży zetknęłam się z nowym dla mnie sposobem wykorzystania nowoczesnych technologii. Każdy, kto wykupił bilet na zwiedzanie dostał tablet i słuchawki. Słuchawki to, oczywiście, już nie nowość. Audio-przewodniki wpisały się w turystykę i są ogromnie przydatne. Ciekawostką był dla mnie tablet, który umożliwiał zobaczenie zwiedzanych wnętrz z – nieobecnym fizycznie – umeblowaniem i wystrojem. Wystarczyło posłużyć się nim jak kamerą, kierując w poszczególne miejsca oglądanego pomieszczenia, by na wyświetlaczu pojawiły się szczegóły, pokazujące jak wnętrza wyglądały zanim stały się obiektem udostępnianym turystom. Meble, dywany, obrazy… A w słuchawkach szczegółowy opis, zwracający uwagę na ciekawsze elementy.
…i zachwyt.
Super! Ktoś miał świetny pomysł. A ta nowoczesna technologia faktycznie jakby przydatna…J. Taka była moja pierwsza reakcja, jak już opanowałam sprzęt i oplatające mnie kabelki. Przeszłam przez kilka pomieszczeń, korzystając z nowych możliwości. Z czasem jednak było mi jakby coraz mniej wygodnie. Słuchawki i kabelki przeszkadzały w rozglądaniu się, ręce drętwiały od trzymania tabletu w powietrzu, obijałam się o ludzi, których, mając wzrok utkwiony w ekranie, nie dostrzegałam. Coś było nie tak…
Powrót „do korzeni”.
Zdjęłam słuchawki i zaczęłam się rozglądać tak normalnie, bez pośrednictwa ekranu. Odetchnęłam. Z interesujących, ale jednak w pewnym sensie sztucznych, obrazów z wyświetlacza „weszłam” do rzeczywistego otoczenia. A ono, dzięki temu, nabrało przestrzeni, światła, atmosfery niezwykłości. Okazało się, że ja tam naprawdę jestem! Od dłuższego czasu chciałam wybrać się na tę wycieczkę. Planowałam, spędziłam dobre parę godzin przed komputerem aż tu nagle…ciągle byłam przed komputerem. A ja chciałam być TAM. Czyli teraz już TU. Połączyłam zatem „tu” i „teraz”, rezygnując z pośrednictwa elektroniki. Efekt fantastyczny – pojawiły się emocje, wrażenie niezwykłości miejsca, w którym się znalazłam, rozmachu, piękna, radości. Straciłam część wiedzy płynącej z ekranu i słuchawek. Ale przecież wiedzę mogę zawsze znaleźć – w Internecie, w książkach itp. A odczucia, emocje, wrażenia są tylko moje. I zostaną ze mną.
Gdzie tu biznes?
Napisałam na początku, że cała ta sytuacja kojarzy mi się również z biznesem. Jak? O co chodzi? Ano o to, że coraz częściej zdarza nam się wysyłać mejla do współpracownika siedzącego przy sąsiednim biurku lub w sąsiednim pokoju. Nie oprócz rozmowy, jako jej uzupełnienie, ale zamiast rozmowy.
Jeden z moich niedawnych klientów coachingowych pracował m.in. nad poprawieniem swojego wizerunku w firmie. Był postrzegany jako nieco oschły, nieprzyjazny, zbyt wymagający. W czasie jednej z sesji postanowił, że część spraw załatwi osobiście zamiast, jak dotychczas, mejlowo. Efekt był natychmiastowy. Po pierwsze okazało się, że ludzie chętnie z nim rozmawiają (czego wcale nie był pewien i m.in. dlatego „ukrywał się” za ekranem komputera). Po drugie większość spraw udawało mu się załatwić od razu, na poczekaniu, jeszcze w trakcie rozmowy. Tymczasem kiedy wysyłał mejla musiał się zwykle kilka razy upominać. Po trzecie szybko okazało się, że ludzie zmienili zdanie o nim – przestali uważać go za zarozumiałego, nieprzyjemnego itp. Okazało się, że to całkiem fajny facet;-) A to jeszcze nie wszystkie efekty zmiany sposobu działania…
Nowoczesność daje nam coraz większe możliwości. Jeśli jednak na to pozwolimy także wielu możliwości nas pozbawi. Do budowania relacji z ludźmi i poznawania ich, do czerpania energii z otoczenia potrzebny jest także kontakt osobisty. Staromodne bycie „tu i teraz”…