Z określeniem “work-life blend” zetknęłam się po raz pierwszy wczesną wiosną. Wtedy mi się spodobało… Wcześniej posługiwałam się, wymiennie, określeniami „work-life balance” oraz „life balance”. Chętniej tym ostatnim, bo przecież „work” zawiera się w „life”. Jednak powszechnie stosowane, dychotomiczne „work-life” było lepiej rozumiane…
Językowe „zmiksowanie” pracy i życia osobistego uznałam wtedy bardziej jednoznaczne, a co za tym idzie – trafne. I zdecydowanie na czasie ze względu na fakt, iż wiele osób po raz pierwszy w życiu mierzyło się z pracą zdalną, wykonywaną z miejsca zamieszkania.
„Blend” to bardzo życiowa koncepcja…
…i w tamtym czasie wdrażaliśmy ją nie zastanawiając się nad nazwą. Dopiero w kolejnych miesiącach pojawiały się polskojęzyczne publikacje o „work-life blend” czy nawet „work-life integration”.
Faktycznie miksowaliśmy i łączyliśmy wszystko. Już nie chodziło o to, że wyposażeni w nowoczesne narzędzia pracownicy, zwłaszcza młodsi pokoleniowo, chcieli wykonywać swoją pracę z dowolnego miejsca na świecie. Okazało się, że niemal każdy z nas – poza ściśle określonymi grupami zawodowymi – może realizować swoje zadania z nietypowych miejsc. A między mailem i callem wstawić zupę, rozwiesić pranie, wytłumaczyć dziecku polecenie nauczyciela itp. Niektórym było trudno się w tym odnaleźć, ale wiele osób widziało mnóstwo plusów. No i nie bardzo mieliśmy inne wyjście…
Miks nie taki fajny
Kojarzycie ten moment kiedy małe dziecko wyrasta z przecieranego jedzenia i, ciesząc się używaniem ząbków, coraz mniej chętnie zjada warzywne papki? Mam wrażenie, że podobnie jest z nami. Ucieszyliśmy się zawodowo-życiowym „przecierem”. Podobał nam się dopóki można go było uznać za ekskluzywną, niedostępną na co dzień zupę-krem w eleganckiej restauracji. Z czasem zaczęliśmy jednak dostrzegać niedogodności i jednostajność. Permanentny „onlajn” wymieszany z (coraz liczniejszymi, bo pojawiło się więcej sprzątania i gotowania, dodatkowy etat nauczycielski itp.) zadaniami domowymi zaczyna nam „rosnąć w ustach”. Do pewnego stopnia dosłownie, bo rośnie także czasowo. Pracujemy dłużej. Służbowy laptop na środku pokoju ma dziwnie magnetyczną moc. A szybki, wieczorny przegląd mejli zamienia się w 40 minut pracy oraz w porcję adrenaliny, która długo nie pozwala zasnąć… Kontrolowanie liczby godzin jakie spędzają przed komputerem dzieci też stało się prawie niemożliwe. A domowe miejsca relaksu są zastawione sprzętem i dokumentami do pracy (których nie można odłożyć „bo się pomiesza” i trudniej będzie dokończyć zadanie). W efekcie jesteśmy tym „blendem” coraz bardziej przytłoczeni. Trudno nam odnaleźć przestrzeń (tę dosłowną i tę na zegarku) na odpoczynek i ładowanie akumulatorów. Zmęczenie rośnie. A stres razem z nim…
Nie daj się zblendować!
Coraz częściej pojawia się w nas potrzeba takiego poukładania spraw zawodowych i osobistych, żeby jednak były jakoś oddzielone. Znalezienie takich pomysłów na nowy rozkład dnia, by nie stawać się szarym kłębkiem nerwów. Wypracowanie takiej komunikacji – zarówno z pracodawcą, jak i z domownikami – by ta zmiksowana „zupka” nie wyszła nam uszami.
Jak to zrobić? Zachęcam do rozpoczęcia od przyjrzenia się swojej sytuacji:
– Co Ci przeszkadza?
– Jak zmiana ma poprawić Twoją (albo Innej Ważnej Osoby) sytuację / samopoczucie?
– Co chcesz wyeliminować / zmienić?
– Jakie masz opcje / możliwości?
– Z jakimi kosztami (finansowymi, organizacyjnymi, czasowymi) wiąże się skorzystanie z tych możliwości? (i ile faktycznie chcesz teraz zainwestować?)
Naturalnie wszelkie zmiany warto omówić z domownikami. Pamiętajcie przy tym żeby w efekcie zmian każdy miał jakąś swoją przestrzeń. Choćby mały kącik z poduchą i kocykiem 🙂
Jak TO robią inni?
Jeśli po prostu czujesz, że „work-life blend” Cię uwiera, że jest Ci źle, ale nie masz pomysłu na korzystne zmiany, podpowiadam kilka rozwiązań wypracowanych z moimi klientami coachingowym.
– Zamykasz laptopa i…kładziesz na nim gazetę. Albo rysunek dziecka. Wiadomo, laptop ciągle tam jest. Ale jednak mniej rzuca się w oczy;-) Alternatywnie – jeśli masz taką możliwość – wkładasz lapka do szuflady. Trudniej wyjąć i rozłożyć = mniej kusi żeby jednak włączyć 😀
– Odstawiasz duży monitor (wiele osób przyniosło z pracy lub kupiło, by pracować wygodniej) pod stół. Rozwiązanie przydatne zwłaszcza tym, którzy pracują na „głównym” domowy stole… Uwaga! Jeśli masz w domu zwierzaka lub malutkie dziecko to warto pomyśleć o mądrym zwinięciu / zabezpieczeniu kabli.
– Przygotowujesz mini-miejsce do pracy w sypialni. Jeśli pracujesz głównie z laptopem wystarczy składany stolik mocowany do ściany. Po pracy stolik „znika” na ścianie a laptop gdzieś w szafie lub pod łóżkiem. Zanim zdecydujesz się na to rozwiązanie pomyśl chwilę czy praca w miejscu na sen nie popsuje sypialnianego relaksu. Znam osoby, które kompletnie nie mają problemu z pracowaniem w sypialni i takie, które w ogóle nie przenoszą pracy przez jej próg.
– Organizujesz swoje biuro w pokoju gościnnym (jeśli nikt z domowników tego przed Tobą nie zrobił…) a po zakończeniu pracy po prostu zamykasz drzwi. Jeśli nie mieszkasz tuż koło wyciągu narciarskiego „gościnny” raczej nie będzie Ci potrzebny w najbliższych miesiącach. A w razie potrzeby „skompaktujesz” biuro w kącie i jakoś dasz radę rozłożyć gościom kanapę na parę dni…
– Dokumenty potrzebne do pracy trzymasz w kontenerku na kółkach. Kiedy ich potrzebujesz stawiasz pod ręką, a po pracy wjeżdżają pod stół lub gdzieś do kąta (może dziecko wynajmie Ci kąt w swoim pokoju). Dobrze jest w przemyślany sposób zwozić dokumenty do domu. Nie wszystkie na raz! Możesz je też czasem wymieniać. Krótka wizyta w biurze przypomni Ci, że jednak nie przepadasz za dojazdami…
– Umawiasz się z rodziną na godzinę, o której definitywnie kończycie pracę. Tak, żeby móc spędzić ze sobą nieco domowego, prywatnego czasu. Jeśli trudno Wam uzgodnić taką porę dla wszystkich zacznijcie np. od nie pracowania w weekendy albo kończenia obowiązków o określonej godzinie 2-3 razy w tygodniu.
Warto stworzyć takie rozwiązania dla wszystkich pracujących domowników. Dzięki temu łatwiej Wam będzie „wyjść” z pracy myślami. Chociaż być może pod stołem nie będzie już miejsca na nogi;-)
Jeśli masz swoje sposoby na wyjście z tej zblendowanej i przyprawionej koronawirusem sytuacji to podziel się z innymi. Teraz każdy pomysł jest cenny.
Jeżeli szukasz wsparcia w wypracowaniu takich koncepcji, które będą dopasowane do Twojej sytuacji to zapraszam na sesję coachingowo-doradczą. Często jedna wystarcza.
W obu sprawach zachęcam do kontaktu ze mną.