Układanie klocków czyli terapia później

Opowieść trzecia.
Z Grażyną pracowało się normalnie. Jeśli jest coś takiego jak „normalna” praca coachingowa, bo przecież każdy klient / coachee jest inny… Ale sytuacja wydawała się jasna. Grażyna chciała zmienić pracę. Możliwie szybko, bo miejsce, w którym znalazła się kilka miesięcy wcześniej, okazało się zupełnie nie „trafione”.

 

Odbijamy się
Kwestie techniczne (cv, LinkedIn, spis kompetencji itp.) Grażyna układała po swojemu w błyskawicznym tempie. Ale główny cel coachingowy ciągle wydawał się poza zasięgiem. Wydawało się, że był za ścianą, od której się co i raz odbijałyśmy. Za ścianą niskiego poczucia własnej wartości…
Tę ścianę Grażyna wyniosła ze swojego rodzinnego domu. Kiedy wszystko szło dobrze, ten bagaż jej zwykle nie przeszkadzał. Ale gdy szło gorzej, ściana przybliżała się i rosła. To naturalny mechanizm – jeśli brakuje nam wiary w siebie, trudności wydają się większe, bardziej rzeczywiste i bardziej obiektywne. Przy pewnych doświadczeniach i skłonnościach poczucie własnej wartości zjeżdża. Bardzo!

Może terapia?

Bez wahania powiedziałam Grażynie co widzę, bo obraz był bardzo wyraźny. Słowo „terapia” przyjęła ze spokojem. Oraz z jednoznaczną decyzją „wiem, że kiedyś, ale nie teraz”. To był chyba przełomowy moment w całym procesie coachingowym. Grażyna ponownie nazwała swoje aktualne potrzeby i bardzo świadomie postanowiła je zrealizować jak najszybciej. Odkładając inne sprawy na późniejszy, bardziej dla niej dogodny, czas. Żeby wzmocnić to „odcięcie się” od przeszłości zaproponowałam Grażynie ćwiczenie, które ułatwiło jej dokonanie podziału na „wtedy” i „teraz”. „Unieszkodliwiłyśmy” ścianę;-)

Szybki sukces…
Od tego momentu Grażyna „poszła jak burza”. Cel coachingowy zrealizowała błyskawicznie. Sukces dodał jej siły. Weszła na nową ścieżkę i odzyskała pewność siebie. Była nowa praca, a w niej szybkie i ważne sukcesy. Oraz uśmiech na twarzy!

…a potem terapia
Zadzwoniła do mnie jakieś półtora roku po ostatniej sesji. Zanosiła się płaczem. Ledwo łapała oddech. Przez łzy usłyszałam tylko „to już teraz daj namiar tego terapeuty”.
Grażyna wykorzystała dwie ścieżki terapeutyczne – kryzysową, płatną, na już, oraz darmową, długoterminową i wymagającą czekania. Interwencja kryzysowa była niezbędna. Pozwoliła jej dotrwać we w miarę dobrej formie (chodzi głównie o codzienne funkcjonowanie) do następnego etapu.
Moja klientka zakończyła terapię z sukcesem. „Rozliczyła” się ze swoją rodzinną przeszłością, nabrała siły i pewności siebie, zrozumiała mechanizmy psychologiczne rządzące jej sytuacją. Świadomie decyduje czy, i na ile, chce się im poddać. Jak każdy z nas, ma gorsze i lepsze chwile. Ale potrafi dostrzec swoją wartość a historyczne wydarzenia nie odbierają jej umiejętności dokonania w miarę obiektywnej samooceny. Jest jedną z tych (wielu;-) osób, których rozwój śledzę z przyjemnością. I z dumą, że przy tym byłam?

2 komentarze:

  1. Bardzo cenne uwagi. W trudnych chwilach zwalamy często szukamy winy w sobie. Bliska osoba, która wesprze jest bardzo cenna.

    Odpowiedz
  2. Dziękuję za komentarz. A że mamy czas składania życzeń to życzę bardzo wielu bliskich i wspierających:-)

    Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *