Biorę rozwój w swoje ręce…

…i już nie wypuszczam;-)
 Zaczęło się od projektu szkoleniowego, którego Zleceniodawca zażyczył sobie (na początek dłuższego cyklu) zajęć dotyczących rozwoju osobistego / zawodowego. A może nie? Może zaczęło się kiedy zostałam coachem? Albo jeszcze wcześniej – kiedy z pełną świadomością czynu dążyłam
do tego by zostać trenerem… Im bardziej nad tym myślę tym bardziej nie mam pewności;-) Ważne jest to, że od jakiegoś czasu temat rozwoju ciągle krąży gdzieś blisko mnie.
Kilka tygodni temu prowadziłam warsztat na ten temat w Kawiarni Terapeutycznej na warszawskim Ursynowie. Rozmawialiśmy o marzeniach i ich realizacji, o planach, celach, motywacji do ich osiągania. Okazało się, że większość obecnych „odkłada” swoje marzenia i nieco o nich zapomina. I to nie dlatego, że są wyjątkowo nieosiągalne a po prostu dlatego, że w codziennej „bieżączce” nie ma czasu na „takie fanaberie”…

Niepożądane skutki uboczne

Okazuje się jednak, że „takie fanaberie” są nam potrzebne. W sukcesach, także tych związanych ze spełnianiem marzeń, znajdujemy motywację i energię. Często nawet samo zaplanowanie sobie czegoś przyjemnego pozwala przetrwać trudniejsze chwile.
Dla większości z nas niemożliwe jest porzucenie dotychczasowego życia i zajęcie się „spełnianiem marzeń”. Ale kiedy poprosiłam Uczestników warsztatu by zapisali swoje marzenia okazało się, że wiele z nich dość łatwo osiągnąć w przewidywalnym czasie i bez robienia totalnej rewolucji w swoim życiu.

Marzenia duże i małe
Zdarza się, że ktoś ma wizję swojej przyszłości, potrafi nazwać swoją życiową misję i podejmować działania dające spektakularne efekty. Wydaje mi się jednak, że tacy ludzie są mniejszością. Większość z nas po prostu (choć w rzeczywistości to wcale nie jest takie „proste”) spełnia swoje obowiązki wobec społeczeństwa i najbliższych. Żyje najlepiej jak umie. Nie ma wielkich Pasji (duże „P” zamierzone;-) wymagających totalnych zmian w życiu. Mamy za to wiele zwyczajnych, codziennych, małych marzeń. I te są według mnie najważniejsze. Żeby mieć przytulne miejsce do mieszkania, żeby dzieci były zdrowe i coraz mądrzejsze, żeby wokół nas byli bliscy, wartościowi ludzie, których cenimy, żebyśmy byli w stanie zarobić na chlebek, masełko i trochę przyjemności… Niby „drobiazgi” ale jakżeż ważne. Bez nich ani rusz.

Decyzje, decyzje…
Warto jednak pamiętać, że to my podejmujemy większość (a niektórzy twierdzą, że wszystkie…) decyzji w naszym życiu. Możemy zatem wybrać, które z naszych marzeń jednak zrealizujemy. Które możemy zrealizować teraz, a które zostawić na później. I pamiętać, że są! Bo marzenia „się spełniają” naszymi rękoma, naszą głową, naszą determinacją.

Ćwiczenie dla Ciebie

Weź bloczek kolorowych kartek „post-it” lub innych podobnych. Zapisz na nich swoje marzenia, „chcice”, zainteresowania itp. Te nie spełnione oczywiście. Każde na osobnej kartce. Możesz robić ten spis przez kilka dni. Zwykle nie mamy czasu myśleć o takich sprawach więc niektóre marzenia przypomną Ci się dopiero za kilka lub kilkanaście godzin albo nawet za parę dni. I dobrze – to nie są wyścigi tylko myślenie o sobie;-)
Kiedy już uznasz, że masz zapisane wszystko lub prawie wszystko przyjrzyj się karteczkom. Które marzenia już się zdezaktualizowały i wcale nie chcesz ich spełniać? A które są ciągle aktualne? Które – spośród tych aktualnych – są łatwe do spełnienia (masz potrzebne zasoby: czas, finanse, możliwości itp.) Które z nich są trudniejsze do realizacji? Które mimo trudności chcesz zrealizować? Co konkretnie chcesz osiągnąć? Jaki będzie Twój pierwszy krok?
Jednym z możliwych pierwszych kroków jest przejrzenie mojego postu „Cel w coachingu” (http://www.przyjaznycoaching.pl/2015/05/cel-w-coachingu_37.html), który pozwoli Ci precyzyjnie zaplanować swój cel. Bo marzenie zamienione w cel to już pierwszy, duży krok do jego realizacji;-)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *