Jesteś OK. Tylko czasem tego nie dostrzegasz…

Miałam niedawno przyjemność uczestniczyć w zabawowej, niezobowiązującej sesji fotograficznej*. Efektem jest kilka zdjęć, na których naprawdę fajnie wyglądam. Bez profesjonalnego makijażu i retuszu.
Wydawałoby się, że obiektyw to rodzaj lustra zatem pokaże to, co i tak dobrze znam. Jednak we własnym lustrze widzę się jakoś inaczej… tu za dużo, tu za mało, tu nierówno, tu kolor nie taki… Przyznaję, że zdjęcia były dla mnie miłą niespodzianką. Na tyle dużą, że sprawa „chodzi mi po głowie” od paru dni.

Ludzkie (i przyjazne;-) lustro
Bardzo często bywam dla klientów właśnie rodzajem lustra, w którym – podobnie jak ja w obiektywie Renaty Świąteckiej – wyglądają lepiej niż we własnych oczach. Co widzę? Przecież wiem o swoich klientach, o ich mocnych stronach i osiągnięciach znacznie mniej niż oni sami. Dlaczego zatem dostrzegam w nich osoby bardziej kompetentne, bardziej interesujące i wreszcie bardziej wartościowe?
A może nie tyle „dostrzegam”, co po prostu z góry zakładam, że są to ludzie fajni, kompetentni, interesujący i wartościowi…? Nie jestem „obciążona” ich przekonaniami, doświadczeniami, opiniami bliskich itp.

Porównania
Mam wrażenie, że większość moich klientów porównuje się z jakimiś niedościgłymi wzorcami. Te wzorce nie są „niedościgłe” dlatego, że takie wyjątkowe, jedyne w swoim rodzaju i super-godne-naśladowania. Czasem są zwyczajnie bardziej dojrzałe – w tym sensie, że taki „wzór” zajmuje się czymś od dawna, jest w tym biegły, ma różnorodne doświadczenia. A czasem są po prostu inne i wpadamy w porównywanie gruszek z jabłkami…
Oczywiście porównania mają dobre strony – możemy np. wybrać z czyjegoś doświadczenia to, co nam pasuje. Albo wziąć przykład z tego, jaką ścieżką ktoś szedł do swoich sukcesów i budować sobie podobną. Jednak zawsze warto brać pod uwagę zarówno różnice indywidualne jak i „okoliczności przyrody” czyli te nieuchwytne kwestie jak miejsce, czas, nietypowe okazje i zwyczajne szczęście.

Podobają mi się porównania rodem z treningów sportowych ponieważ główne zestawienia to takie „ja teraz” do „ja pewien czas temu”. W dodatku – zwłaszcza gdy sportowiec jest pod opieką trenera – dane do zestawień wybiera się tak, by faktycznie wskazywały efekt lub trend. Bez emocjonalnego podejścia pozwalającego potwierdzić niemal każde przekonanie…

Odejdź od dołujących porównań
Ha, ha, łatwo powiedzieć. Przecież jeśli ktoś od dziecka jest Ci stawiany za wzór (ojciec – naukowiec, siostra – mistrzyni czy nawet anonimowy, wyobrażony przez kogoś z bliskich muzyk – wirtuoz) to niełatwo jest się od tego obrazu odseparować. I nawet rozsądne próby często kończą się niepowodzeniem. Podobnie jest później, w dorosłym życiu, kiedy wzorcami stają się osoby, znane tylko powierzchownie, z wizerunku jaki skrupulatnie kształtują (sportowcy, celebryci, artyści, modele, menedżerowie najwyższych szczebli).
Za porównaniami do kogoś zazwyczaj wcale nie stoi komunikat: „jesteś tak fantastyczny, że możesz być równie świetny jak ten Wielki Wzór”. Im towarzyszy informacja: „jesteś gorszy, za słaby, nie taki fajny, nie dajesz rady”, a w niektórych sytuacjach także „jesteś do niczego”.

Wzmocnienie
Dlatego właśnie tak bardzo przydaje się ktoś, kto potwierdza, że jesteś ok. I czasem trzeba wielu takich potwierdzeń – połączonych ze wskazywaniem Twoich konkretnych kompetencji, działań czy sukcesów – byś uwierzył / uwierzyła, że coś w tym jest. Taką osobą może być ktoś bliski z grona rodziny czy przyjaciół, ale moje obserwacje pokazują, że bliskim wierzymy jakby słabiej… Dlatego ważny jest też szef, mentor i coach. Ktoś, kto poświęci Ci uwagę, dostrzeże w Tobie to „coś”, pokaże (czasem wielokrotnie), że jest inaczej niż Ci się wydaje w tych gorszych chwilach. Lepiej lub dużo lepiej!

Przykłady…
Bardzo często pracuję z klientami, którzy są „obciążeni” niefajnymi przekonaniami na własny temat. Oto co w ostatnich miesiącach od nich usłyszałam:
1. „My mamy bardzo partnerski związek. Dlatego muszę mieć bieżące dochody i nie mogę sobie pozwolić na bycie kilka miesięcy bez pracy.”
2. „Moje starsze rodzeństwo jest duuuuużo bystrzejsze ode mnie – mieli lepsze oceny, od razu poszli na świetne studia.”
3. „Ja właściwie nic konkretnego nie umiem – zawsze byłem tylko menedżerem.”
4. „To moje doświadczenie zawodowe jest takie dziwne – właściwie nikt nie chce takiej osoby.”
5. „Skoro mam takie fantastyczne kompetencje to dlaczego już nie prowadzę własnej firmy?”

Po przyjrzeniu się przez mój „obiektyw” i przetestowaniu tego punktu widzenia w rzeczywistości okazuje się, że:
1. Oczywiście, że „druga połowa” akceptuje pozostawianie mojego klienta bez pracy przez kilka miesięcy i zainwestowanie czasu oraz oszczędności w poszerzenie kompetencji zawodowych.
2. To „bystrzejsze” rodzeństwo radzi sobie obecnie – w dorosłym życiu – dużo słabiej niż klient. Czasem nawet korzysta z pomocy mojego coachee.
3. Bycie AŻ menedżerem jest wartościowym doświadczeniem zawodowym.
4. Unikalne kompetencje są poszukiwane tylko nieco rzadziej niż te powszechne. I są BARDZO doceniane.
5. Skoro prowadzenie firmy rodzinnej miało kiepski wpływ na rodzinę to wspólny, świadomy wyboru świadczy o wyjątkowych kompetencjach.

Czasem klienci mówią „bo dzięki Tobie…”. Zawsze wtedy odpowiadam: „nie, to Ty sam / sama…; ja tylko przy tym byłam”. Oczywiście wiem, że ta moja obecność bywa kluczowa. Ale zawsze jestem wdzięczna za możliwość przyglądania się z bliska tym niezwykłym przemianom:-)

* Sesja zorganizowana przez „Perły w Wielkim Mieście” https://perlywwielkimmiescie.pl/, których Animatorką jest Magdalena Jakubiec. Zdjęcia zrobiła Renata Świątecka, Foto Artistica; http://www.fotoartistica.pl/

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *